2 lutego 2012 r. w Klubie Tenisowym Sporteum odbyło się kolejne spotkanie Klubu Kulturalnego Podróżnika, w którym wzięło udział około 15 osób. Tym razem o swojej podróży do Afryki Zachodniej opowiadali nasi sąsiedzi – Aldona i Piotr Czajkowscy.
Ich wyprawa miała miejsce w listopadzie 2011 r. Była organizowana własnymi siłami przez Piotra i jego przyjaciół, w gronie około 10 osób. Zamysł był taki, aby swoimi samochodami terenowymi przemierzyć szlak z Maroka przez Saharę, zachodnim wybrzeżem Afryki, aż do Ghany. To dystans wynoszący łącznie około 11.000 km!
Nasi dzielni sąsiedzi ruszyli szlakiem dawnych uczestników rajdu Paryż – Dakar. Przemierzyli Maroko, które wydało im się krajem bezpiecznym i cywilizowanym, nie odbiegającym istotnie od standardu życia, do jakiego przywykliśmy w Europie. Stamtąd dostali się do Sahary Zachodniej, gdzie obowiązują reguły wojskowo-policyjne. Nie wolno zjeżdżać z ustalonych tras. Trochę, jak w dawnym ZSRR. Aldona opowiadała, jak pewnego razu dostrzegli przepiękną, bezludną plażę nad Oceanem Atlantyckim. Nie wolno było jednak się tam zatrzymać. Wejścia na nią strzegł żołnierz, który po długich targach zezwolił jedynie na krótkie wejście.
Dalej droga wiodła przez Mauretanię do Senegalu. Tam Afryka arabska przemienia się w Afrykę czarnych. O wyjątkowej urodzie mieszkańców Senegalu krążą ponoć legendy. Aldona i Piotr przekonali się o tym naocznie. Byli zachwyceni ich pięknem, a także ich niebywale radośnie kolorowymi strojami. W opowieści o Afryce, w Senegalu zatrzymaliśmy się na dłużej. Oglądaliśmy slajdy z miasta Saint Louis, położonego nad samym Atlantykiem. Jego mieszkańcy utrzymują się z rybołówstwa. Są przyjaźnie nastawieni do turystów, ale – uwaga – irytują się, kiedy próbuje się ich fotografować. Warunki bytowe są znośne. Życie towarzyskie toczy się na ulicach, za dnia i w nocy. Kuchnia senegalska to przede wszystkim ryby, owoce morza, ryż i owoce. Wbrew obiegowym opiniom o życiu w Afryce, nigdzie nie ma problemu z wodą. Woda jest powszechnie dostępna. Rzuca się natomiast w oczy duża liczba osób dotkniętych różnego rodzaju chorobami, co jest prawdopodobnie efektem niższego niż u nas poziomu opieki zdrowotnej.
W Senegalu Aldona i Piotr rozdzielili się. Aldona wróciła samolotem do domu, a Piotr z towarzyszami ruszył dalej na południe. Przedzierali się przez Gwineę, która wydała mu się krajem najbardziej zacofanym, bez prądu, gazu i innych dobrodziejstw współczesnego świata. Co ciekawe, niemal wszyscy mają tam telefony komórkowe. Ładują je w ulicznych punktach, przy pomocy spalinowych generatorów prądu, które można spotkać niemal co kilka kroków. Posiadanie takich generatorów jest zapewne niezłym biznesem.
Po Gwinei przyszła kolej na Wybrzeże Kości Słoniowej, gdzie akurat doszło do przewrotu wojskowego. Zrobiło się niewesoło. Oficer na napotkanym punkcie kontrolnym przydzielił Piotrowi i jego przyjaciołom eskortę wojskową, która towarzyszyła im w drodze przez najbardziej niebezpieczne tereny. Wszystko na szczęście skończyło się bez przykrych niespodzianek. Wyprawa dotarła do Akry w Ghanie, skąd samochody wróciły drogą morską, a uczestnicy samolotami do Europy.
W tym roku Piotr zamierza kontynuować podróż dalej na południe. Chce wyruszyć z Ghany i dotrzeć aż do Republiki Południowej Afryki. Spuentował swoją opowieść stwierdzeniem, że każdy powinien pojechać do Afryki, aby docenić w jak komfortowych warunkach żyjemy w Polsce. Polska nie jest biednym krajem. A to, co z naszej perspektywy wydaje nam się biedą, dla wielu ludzi w Afryce jest nieosiągalnym marzeniem.
Zachęcam wszystkich do udziału w następnym spotkaniu.
Krzysztof Pluta