Wyprawa na najwyższy szczyt świata.
Najwyższy szczyt w Ekwadorze ? Tak, to nie pomyłka, jeśli zmierzymy odległość od środka ziemi. Ponieważ kula ziemska jest spłaszczona na biegunach, to wszystkie szczyty górskie leżące w pobliżu równika: w Ekwadorze, Tanzanii, Nowej Gwinei są o kilka tysięcy metrów wyższe od Mt. Everestu.
Celem naszej wyprawy był wejście na najwyższy z nich – dawny wulkan, Chimborazo – liczący 6300 m. Po przylocie, żeby się zaaklimatyzować weszliśmy na prawie pięciotysięczny Pichincha – wulkan górujący nad stolicą Quito. W dniu odpoczynku pojechaliśmy do Muzeum Równika. Oprócz doświadczeń z wirami wodnymi – innymi na półkulach północnej i południowej oglądaliśmy dawne domostwa inkaskie, ich wyposażenie, stroje.
Następnie zdobywaliśmy blisko sześciotysięczny wulkan Cotopaxi. Nie wszyscy mogliśmy tam dotrzeć, z uwagi na wypadek – do szczeliny w lodowcu wpadł nasz kolega. Mieliśmy dobrą asekurację, więc wszystko skończyło się dobrze, ale akcja wydobywania go z potrzasku zmusiła nas do powrotu. Nie zdążylibyśmy bezpiecznie wrócić ze szczytu przed zmrokiem. I to był początek naszego pecha na wyprawie. Jadąc na Chimborazo – nasz główny cel – zostaliśmy okradzeni; dwóch kolegów straciło sprzęt, pieniądze, dokumenty. W Ameryce Południowej to często spotyka turystów.
Zmusiło to nas do korzystania z innych atrakcji. Oglądaliśmy wspaniałe wodospady. Kąpaliśmy się w gorących źródłach. Jeździliśmy na koniach. Byliśmy w dżungli, gdzie w jednej z dolin zorganizowany jest park, w którym rozpięte są liny, a człowiek w specjalnej uprzęży zjeżdża po nich kilka kilometrów, jak kolejka linowa kilkadziesiąt metrów nad potokiem. Potem wybraliśmy się na rafting – spływ w pontonach górską rzeką. Następnego dnia przypomniał o sobie nasz pech – podczas wycieczki rowerami górskimi – kolega potrącony przez samochód doznał skomplikowanego złamania barku.
Ostatnim punktem programu był wyjazd nad Pacyfik do uroczej wioski Puerto Lopez. Łodzią motorową popłynęliśmy na oddaloną o kilkadziesiąt kilometrów, niezamieszkałą wyspę. Jest tam ścisły rezerwat głuptaków, tam bezpiecznie gniazdują, wychowują swoje pisklęta. Jest ich tak dużo, że czasami trudno jest iść ścieżką, tak zajadle bronią swoich małych. Po obejściu wysepki kąpaliśmy się w spokojnej zatoczce w towarzystwie kolorowych rybek i wielkich żółwi morskich. W drodze powrotnej z naszą łodzią ścigało się stado delfinów.
W klubie Sportem na spotkaniu Klubu Kulturalnego Podróżnika Ola i Marzena ubrane w oryginalne poncha andyjskie podawały charakterystyczne dla regionu napoje: napar z coki, piwo z agawy, mezcal Gusano Rojo (alkohol z agawy; w butelce kokon motyla żerującego na agawie) i płonący kahlua cockroach (drink z likieru kawowego, tequili i rumu).
Andrzej